Maroko - Magiczne Południe. Od Zagory do Erfoud. Sahara na wielbłądach i zachód słońca!

Ten dzień był naprawdę wyjątkowy. Głównie dlatego, że po raz pierwszy w życiu (i mam nadzieję, że nie ostatni) zanurzyłem swoje stopy w piaskach Sahary. Ale zacznijmy od początku. Rano wyjechaliśmy z pięknego hotelu w Zagorze w stronę miasta Erfoud. Mijaliśmy po drodze tak wiele pięknych górskich krajobrazów, że nie potrafię tego nawet opisać. Spójrzcie sami:

Dziś wybieramy się do Timbuktu... żartuję. Naszym celem jest Sahara, a konkretnie wydmy Erg Chebbi.
Góry i przestrzenie...

 

Różne kształty i kolory.
Pasące się kozy - jedne z najczęściej spotykanych zwierząt w Maroko.

W pewnym momencie zatrzymaliśmy się w małym miasteczku, by uzupełnić zapasy (woda, kawa i co kto potrzebował). My skorzystaliśmy i pospacerowaliśmy marokańskimi uliczkami, chłonąc klimat tamtejszego codziennego życia.

Główna w mieście uliczka, a wszędzie dookoła pełno piachu.

Kobiety w kolorowych strojach noszą swoje dzieci w chustach, niczym plecaki.

Mężczyźni bardzo często po prostu... siedzą.

TIR - wielkości przeciętnego samochodu dostawczego ;)

Ciekawe murale, a także zdobienia samochodów ciężarowych.


Pojazd którym można przewozić żonę i dzieci, albo... zwierzęta.
Tak wygląda sprzedaż mięsa w sklepie.

Ciekawy, z perspektywy Polaka, strój miejscowego.

Chwilę później znów ruszyliśmy przed siebie, by zachwycać się fantastycznymi przestrzeniami i coraz bardziej pustynnym klimatem.



Późnym południem zjedliśmy obiad. Zamówiliśmy tadżin z koziną, który mnie posmakował, natomiast żonie już nie do końca (bo kozina była z tłuszczem).

Tadżin, czyli miejscowa potrawa z dużą ilością warzyw, orientalnych przypraw i czasem dodatkiem mięsa, jak i również nazwa glinianego naczynia utrzymującego ciepło potrawy  z charakterystyczną górą w kształcie stożka. W smaku przypomina coś w rodzaju  naszego kociołka przyrządzanego często na ognisku. Jedynie bogatsza część ludności może pozwolić sobie na dodatek mięsa. 

Przyjemny klimat i wystrój restauracji.

Wąskie, asfaltowe drogi prowadzące w stronę pustkowii.

Małe miasteczka umiejscowione u podnóża gór.


Kolory i kształty...


Piękna tych terenów nie da się opisać, naprawdę!

Ciekawostka: Często w rejonach górskich można spotkać ostatnie wędrujące grupki nomadów, bardzo biednych ludzi utrzymujących koczowniczy tryb życia! Mają specjalne zezwolenie od króla, na to by nie musieć posyłać swoich dzieci do szkół. Nauka szkolna do 1990 roku była płatna i nieobowiązkowa dlatego analfabetyzm panował wśród dużej częśći ludności. Całe szczęście z każdym rokiem sytuacja się poprawia.


A tutaj mamy mobilny posterunek policji. W Maroko fotografowanie służb mundurowych jest zakazane!



Na prawo od centrum kadru widać minimalne "tornadko" - częsty widok, im bliżej pustyni byliśmy.

W oddali stado wielbłądów.

W Maroko nie ma dzikich wielbłądów - wszystkie napotkane mają swoich pasterzy.

A taką drogą można zapewne dojechać do wsi, ukrytej gdzieś za wzniesieniem.
Wcześniej niż w poprzednich dniach dojeżdżamy do hotelu w Erfoud, gdyż na wieczór zaplanowana jest główna atrakcja dnia, czyli wyjazd jeepami na pustynię. Kwaterujemy się szybko w przyjemnym pokoju i podziwiamy okolicę.

Na terenie hotelu dużo pięknych roślin.

Kolorowe kwiaty są wszędzie!

A same pokoje mieszczą się w takich oto ciekawych budyneczkach.

Recepcja pięknie wykończona.

Pieprz... już go wcześniej widzieliśmy!
Nadszedł ten moment - pakujemy się do samochodów i jedziemy ok 40km bezdrożami, by u stup Sahary przesiąść się na wielbłądy... 

W dżipach bezdrożami w kierunku miejscowości Merzuga, gdzie mieliśmy wsiąść na wielbłądy.

Przed przesiadką na wielbłądy zostaliśmy poczęstowani pyszną, miętową herbatą marokańską.
Wszyscy zadowoleni! :)
Te zwierzęta są majestatycznymi, mądrymi istotami, choć wątpliwej urody ;)
Ruszyliśmy! Karawanę prowadził mały Hassan.

Hassan zrobił też nam kilka ładnych zdjęć!

Karawana zwiększała liczbę uczestników.


I pomyśleć, że na drugi koniec pustyni trzeba wędrować w ten sposób prawie dwa miesiące!

Lubimy takie pamiątkowe zdjęcia :)

Wesoło było z miejscowymi! :)

Przejażdżka na wielbłądzie to naprawdę ciekawe doświadczenie.

Kolory piasku zmieniają się,  w zależności od padającego nań światła.

Słońce chyli się powoli ku zachodowi.

Na wydmach można siedzieć, ale można też wykręcać salta!

Spacer w takim terenie to czysta przyjemność!

Daje dużo radości!
Tutaj tego nie widać, ale byłem zachwycony!
  


Ujęcia piasku z różnej perspektywy.






Nie byłbym sobą, gdybym nie odbił swojej stopy w piasku i tego nie sfotografował :P


Miło tak posiedzieć wspólnie w piachu :) 

Ależ widok!

Zachód nad Saharą to przeżycie niemal mistyczne!

Z przyjemnością tu kiedyś wrócimy.

Miejscowym było chłodno...
Podsumowując, wyprawa na Saharę to naprawdę fantastyczne przeżycie, a jazda na wielbłądzie zapisze się w pamięci na długo (to nie takie proste, jakby mogło się wydawać!). Do tego obserwowanie życia ludzi w najuboższej części Maroka skłania do refleksji i wdzięczności za to, w jakich warunkach dane jest nam żyć na codzień!

Poprzednie wpisy z cyklu o Maroko:

Komentarze

Popularne posty