Maroko - Magiczne Południe. Od Warzazat do Zagory.

Kolejny dzień objazdu Maroka rozpoczął się od miasta Warzazat i  wizyty w rozbudowanej kazbie Taourirt, czyli ufortyfikowanym mieście. W takich kazbach do dziś mieszkają ludzie, o czym mogliśmy się przekonać w trakcie podróży.

Kazba Taourirt w Warzazat.

Na drugim planie budynki studia filmowego w Warzazat.

Widok z górnych pomieszczeń kazby.

Fantastyczne zdobienia z "bogatego" lokum w kazbie.
 W trakcie zwiedzania pogoda urządziła nam psikusa i spadł deszcz, a następnie grad! Później okazało się, że te pogodowe anomalie dostarczyły nam dodatkowych wrażeń...

Przewodnik zaskoczony gradową obfitością. Jego strój (jellaba) wykonany jest z wełny wielbłąda!
W Maroko większość kotów jest bezpańskich. W obleganych przez turystów miejscach koty wydają się dokarmione i zadbane.



Kolor niebieski to kolor Berberów, czyli walecznego ludu zamieszkującego południe Maroka.

Dość niezwykły widok - palma pokryta kulkami gradu.

Wnętrze muzeum kinematografii. W Warzazat i okolicach powstało wiele znanych filmów.
 Po wyjedzie z Warzazat kierujemy się wzdłuż doliny rzeki Draa. Wspomniane anomalie pogodowe sprawiły, że wezbrały tzw. rzeki okresowe. Prąd w takiej rzece potrafi być bardzo silny - jadąca przed nami ciężarówka została zepchnięta z drogi! Na szczęście kierowca naszego autokaru radził sobie świetnie i bezpiecznie przekraczaliśmy pędzące masy wody. Co ciekawe, sporo miejscowych gromadził się przy przejazdach, by obserwować jak radzą sobie ci, którzy próbują zmagać się z rzeką. Osobówki w ogóle nie podejmowały przekraczania wezbranych wód.

Dla miejscowych wezbrane wody były nie lada atrakcją.

Niby strumyk, ale wierzcie, miał moc zepchnąć z drogi ciężarowe auto!

Półpustynne widoki, małe oazy.

Dużo małych miast i wiosek ukrytych między górami.

Kręte drogi przecinające góry.

A same góry - przepiękne!

Niewielkie miasteczko położone w przepięknej okolicy.

Tutaj pracy podejmują się również dzieci.

Obserwujemy potężną oazę i najwyższą górę w okolicy.

Miejscowy immam wracający do domu (?).

Trafiliśmy do sklepu, gdzie sympatyczny arab przebrał nas w stroje berberyjskie...

... i arabskie. Do tego poczęstował nas wspaniałą herbatą marokańską.

Kolejna kazba, lub ksar (czyli ufortyfikowana wieś) gdzieś w oddali, pod górami.

Ruiny glinianych konstrukcji mijaliśmy dość często.

Niektóre miejsca choć w kiepskim stanie, to wciąż są zamieszkałe!
W pewnym momencie dotarliśmy do oazy, w której zapoznaliśmy się ze sposobem uprawy różnych roślin jadalnych. Nie spodziewałem się, jak wiele gatunków rośnie w cieniu wysokich palm!
Do wychodzenia na palmę nie potrzeba drabiny - można wspinać się po jej pniu!



My byliśmy atrakcją dla miejscowych równie dużą, jak oni dla nas.
Po wizycie w oazie i zakupach smakowitych daktyli udaliśmy się do stojącego w pobliżu ksaru. Nie chce się wierzyć, że w budynkach z gliny, słomy i bambusa żyją normalnie ludzie! Te domy wyglądają bardzo ubogo, ciężko tu mówić o jakichkolwiek udogodnieniach (choć kanalizację i prąd już mają). 
Choć może to wydawać się nieprawdopodobne, w takich budynkach mieszkają ludzie!

W tym konkretnym ksarze (czyli ufortyfikowanej wsi) mieszka około 1200 rodzin! Przeciętna rodzina liczy 10 osób... 

Widok z górnych pięter ksaru.

Popularny w Maroku środek transportu.

Osiołki ciężko tu pracują.

Pokój w ksarze.

Magazyn na żywność.

Sufit z bambusa.

Ludzie tu są ubodzy, ale bardzo sympatyczni.

Pomalowany kolorowo mur oznacza, że za nim znajduje się szkoła.

Kolorowa, miejscowa ludność.

Wieczór z widokiem na palmową dolinę i miasteczka nieopodal hotelu.

Komentarze

Popularne posty