Dźwiniacz Górny był również atrakcją pierwszego dnia wyjazdu w Bieszczady. W moim odczuciu jedno z najspokojniejszych, bezludnych miejsc, do których warto zaglądnąć po chwilę ciszy. A niewiele ponad pół wieku temu tętniło tu życie jednej z wielu sporych, bieszczadzkich wsi...
 |
Pochmurny dzień, a mimo to udało się czasem dostrzec szczyty najwyższych bieszczadzkich wzniesień. |
 |
Bobry w okolicach Dźwiniacza Górnego mają idealne warunki do życia. |
 |
Sama wędrówka jest niezwykle łatwa - prowadzi wzdłuż Doliny Sanu, czyli każdy da radę przejść, bo nie ma po drodze ani jednego ciężkiego podejścia! |
 |
Jeden z nielicznych śladów człowieka w tych stronach (poza betonową drogą, wybudowaną zapewne zza czasów świetności Iglopolu) - stara kapliczka, pamiętająca jeszcze smutne historie z regionu... |
 |
Jeśli tylko będę miał taką możliwość, zaglądnę tu jeszcze nie raz! |
Co ważne - do Dźwiniacza Górnego można dojechać też rowerem, np. z Tarnawy Niżnej. Podczas naszej wędrówki spotkaliśmy ojca z synem na jednośladach, co dało mi do zrozumienia, że muszę powtórzyć ich wyczyn! ;)
Komentarze
Prześlij komentarz